Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
wiadomości

Zaolzie. Wspominano górniczą tragedię sprzed stu lat

12 kwietnia 1924 roku zapisał się tragicznie w historii Karwiny. W kopalni Gabriela doszło do wybuchu, w którym życie straciło piętnastu górników. W setną rocznicę wypadku zorganizowano uroczystości wspomnieniowe. Rozpoczęły się w niedzielę, 14 kwietnia. Kontynuowano je 15 kwietnia.

W niedzielę procesja z orkiestrą górniczą ze Stonawy wyruszyła spod kościoła pw. św. Piotra z Alkantary w Karwinie na pobliski cmentarz, gdzie spoczywa dwanaście ofiar w zbiorowej mogile. Przy grobie zabrzmiały hymny górniczy, polski i czeski, a kwiaty złożyły oficjalne delegacje, m.in. Konsulatu Generalnego RP w Ostrawie, Senatu RC oraz władz województwa i miasta.

Następnie odprawiona została msza w intencji ofiar tragedii w kościele pw. św. Piotra z Alkantary.

Pozostałe trzy ofiary pochowane sprzed stu lat spoczywają na cmentarzu ewangelickim w Karwinie-Meksyku, gdzie również odbyły się uroczystości.

Poniedziałkowa kontynuacja obchodów odbyła się w „Krzywym Kościele”. Wystąpiły połączone chóry męskie „Hejnał-Echo” z Karwiny i „Gorol” z Jabłonkowa. Odprawione zostało nabożeństwo ekumeniczne. Trzech prelegentów przypomniało tragiczne wydarzenia sprzed stu lat.

Po uroczystościach uczestnicy przenieśli się do Domu PZKO w Karwinie-Frysztacie, gdzie kontynuowano przypominanie tragicznej historii sprzed stu lat.

Uroczystości zorganizowało Koło Umundurowanych Górników Kopalni Gabriela, Stowarzyszenie „Olza Pro” oraz Stowarzyszenie Pożytku Publicznego Koexistncia. Oerganizatorzy, jak i przybyli na uroczystości podkreślali, jak ważne jest kultywowaniem pamięci o dawnych mieszkańcach regionu.

źródło: ox.pl
dodał:

Komentarze

16
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze internautów. Wpisy niezgodne z regulaminem będą usuwane.
Dodając komentarz, akceptujesz postanowienia regulaminu.
Zobacz regulamin
2024-04-19 14:20:43
romuald.saletra: Przy okazji warto przypomnieć o innej tragedii z zamierzchłych czasów. Celestyn Racek i katastrofa w karwińskiej kopalni "Franciszka" z 14 czerwca 1894 r.
2024-04-19 14:21:05
romuald.saletra: Była piękna niedziela babiego lata, w powietrzu niosły się pajęcze nitki, słońce było ogromnie złote, błękit blady i zamorusany sadzami, kominy dymiły leniwie, a nam było przyjemnie pod starym dębem w Kamieńczoku. Pan Lizak siedział na kamieniu nakrytym kocem, a my obsiedliśmy go wkoło i słuchali. Boże, jak on zajmująco opowiadał!
2024-04-19 14:21:17
romuald.saletra: Byliśmy z nim razem i widzieliśmy z nim razem tamto okrutne piekło, gdy w ciepłą, czerwcową noc roku 1894, a dnia czternastego, we czwartek, przed godziną dziesiątą, nastąpił pierwszy wybuch. Zatrzęsła się ziemia, zakolebały się familoki, a ze studni szybowej na „Franciszce” wystrzelił pod niebo ogromny, czarny, ciężki słup dymu, potem drugi z obok znajdującego się szybu wentylacyjnego. A potem już dym jął walić ze wszystkich studni szybowych, z „Jana”, „Henryka”, „Karola” i „Głębokiego”, i ze wszystkich szybów wentylacyjnych! Widzieliśmy, jak wybuch wyrzucił ogromne, stalowe kopuły, nakrywające wyloty szybów wentylacyjnych. Wszystko widzieliśmy i słyszeliśmy! Krzyczących ludzi, co wybiegali z domów i spieszyli na szyby, płaczące matki i żony tych górników, którzy znajdowali się na dole, dzieci biegnące za matkami i wołające: „Tatulek na dole! Tatulek na dole!”… I widzieliśmy zbiegających się inżynierów czeskich i niemieckich, a między nimi centralnego dyrektora Greya, który trzymał się za brzuch i powtarzał płaczliwie: „Mein Gott! Mein Gott!” Stracił bowiem głowę, podobnie jak stracili wszyscy inżynierowie.
2024-04-19 14:21:31
romuald.saletra: Nie stracił jej Celestyn Racek, syn górnika z Wieliczki. Po godzinie dziesiątej nastąpił drugi wybuch, teraz już na szybie „Jana” i „Karola”. Widzieliśmy zrozpaczonego szychtmajstra Kurca, który ponosił wielką winę. On to przecież w tym ponurym dniu zauważył między godziną trzecią a czwartą po południu, że zanosi się na katastrofę. W szesnastym pokładzie na szybie „Franciszki” zapaliły się gazy, poparzyły pracujących tam górników i szychtmajstra Kurc nie zameldował o tym zawiadowcy. Tamto fatalne miejsce kazał tylko zabić deskami. Za sześć godzin nastąpił więc w tamtym pokładzie wybuch. Szychtmajster Kurc zjeżdża na dół na czele pierwszej załogi ratowniczej, lecz ginie wraz z nią… Odtąd biedak straszy w swym opuszczonym domu na Hajnrychowie.
2024-04-19 14:21:47
romuald.saletra: Lizak opowiadał spokojnie. Nie unosił się, tylko że jego twarde, kanciaste słowa były pewne żaru. Wszystko teraz widzieliśmy i słyszeliśmy. Oto inżynier Celestyn Racek wybiega z domu i pędzi na szyb „Głęboki”. Widzimy go, jak biegnie zdyszany przez nasz Kamieńczok, który wtedy jeszcze nie był Kamieńczokiem, jak jego serce bije, jak dobiega po wysokiej skarpie pod szybową wieżę, patrzy, kidzie i kidzie, czarni, krzyczący, a dychawiczna maszyna rzęzi parą i śpieszy się ogromnie, a windy wynurzają się z dymów i zanurzają w dymach, z wind wychodzą słaniający się górnicy… Potem już windy wyjeżdżają puste!... Zrozumieliśmy wszyscy, że tamci na dole konają w dymach, że nie ma już nikogo pod szybem. Co uczyni Racek?
2024-04-19 14:22:03
romuald.saletra: - Koledzy! Tam nasi giną na dole! Kto ze mną na ochotnika, by ich ratować? – Słyszymy mocny, dźwięczny głos Racka. Głos jego wpada w krzyczący tłum, ucisza go. Tłum patrzy i nie wierzy własnym uszom. Co, na dół zjeżdżać? W to piekło?... Przecież zaledwie przed chwilą zdołali umknąć szalejącej, czarnej śmierci pod ziemią!... I oto słyszymy wszyscy, jak Racek znowu woła: - Koledzy! Towarzysze! Tam nasi bracia giną! Kto ze mną na ochotnika? – Ich! – woła sztygar Flame, brodaty, czarny górnik, i staje obok Racka. – Ja! Ja! – mnożą się wołania. I oto widzimy, jak koło naszego Racka rośnie wielka gromada ochotników. Liczymy ich! Jest ich wraz z Rackiem i sztygarem Flame trzydziestu sześciu. - Aparaty! – krzyczy Racek. Sztygar Flame biegnie z ludźmi do magazynu, wydaje aparaty tlenowi. Widzimy!... Tamci zuchwali śmiałkowie nakładają na twarze maski gazowe, zakończone wężem gutaperkowym, jakby ryjem, nakładają butle z tlenem na plecy, pomagają sobie wzajemnie, za dużymi okularami błyszczą ludzkie oczy, a w ludzkich oczach goreją serca… Boże, co teraz? Co teraz?...
2024-04-19 14:22:15
romuald.saletra: Pan Lizak siedzi na kamieniu, ciepły wiatr gmera w jego białej czuprynie, jego siwe oczy są bardzo siwe, lecz szklą się leciutko i wcale się nie dziwimy, gdy mówi: - A ja byłem między nimi… - I co potem? Panie Lizak, powiedzcie, co potem? – gorączkuje się Julka. Wstała, jej czarne oczy, duże oczy płoną, na policzkach ma wypieki, wiatr rozwiewa jej czarne włosy, ona zaś zaciska na piersiach drobne dłonie jak do pacierza. Pan Lizak opowiada, a my widzimy, jak winda napełnia się tamtymi szaleńcami w maskach, jak zapada w studni szybowej w czarnym dymie, jak spada i spada coraz głębiej… A my wszyscy z Rackiem, Lizakiem, Flamem i ich kamratami! Przeraża nas podszybie, bo dym, dym, skołtuniony dym! Światła lamp brodzą w tej płynnej czerni, szukają leżących górników, wędrują przekopem w kierunku szybu „Franciszki”, zatrzymują się przed zwalonymi wagonikami. Wagoniki spiętrzone wybuchem. Trzeba je rąbać, usuwać, przełazić pod zarwanym stropem. Cisza ogromna naokoło, czarna cisza, przeklęta cisza. W ciszy kłębi się czarny dym. W ciszy chrobocą podkute buty, szczękają kilofy, wędrują światła przymglone, przyćmione, oślepłe, biedne, szukające ludzi… Są!...
2024-04-19 14:22:25
romuald.saletra: Rozdrabnia się załoga ratownicza, jedni wynoszą pobitych, inni wędrują dalej golgotową drogą. Zatrzymują się, bo oto znowu ludzie! Żyją, lecz chrapią i charczą. Wynoszą ich nasi pod szyb, układają w windzie. Krzyczy sygnałowy dzwonek, winda ucieka z uratowanymi, w górę… Racek idzie pierwszy. Obok niego Flame. Za nimi długi, posępny różaniec świateł. Dym, czarny dym! Gorąco! Pot zalewa oczy pod maską. W piersiach kłuje. Serce pęka. Racek idzie pierwszy, schyla się, wskazuje lampą na pobitych braci. Flame wyznacza kilofkiem, kto ma wynosić leżących. Wszak oni jeszcze żyją!... Racek idzie pierwszy, brodzi w dymach, szuka braci. Flame idzie drugi, brodzi w dymach, szuka braci. Lizak – widzimy go – wynosi na plecach strutego kamrata pod szyb. Racek dociera przekopem w rejon szybu „Franciszki”, w ognisko wybuchu. Potyka się o trupy. Za nim Flame. Za Flamem reszta szaleńców. Ostatni wraca spod szybu Lizak. Widzimy go, jak spieszy w dymach, by dopędzić swych towarzyszy… W tumanach dymu długi, majaczący różaniec świateł chodzi z przekopu szybu „Głębokiego” w bocznicę wiodącą w przekop szybu „Franciszki”. Światła po kolei znikają w bocznicy… Lizak śpieszy za nimi. Ostatnie światło zniknęło za węgłem i teraz! O Jezus!...
2024-04-19 14:22:38
romuald.saletra: Ryk! Pioruny walą się, tysiąc piorunów strzeliło, zatrzęsła się ziemia, zatrzęsło się podziemie, Lizakiem ciska wybuch pod ocios. Lizak spada w huczącą ciemność… - To był drugi wybuch! – mówi teraz Lizak spokojnie. – Ocucono mnie na powierzchni. Zjechała druga drużyna ratownicza, wyniosła mnie, wyniosła kilkunastu zabitych z Rackowej drużyny, wynieśli i Racka, i Flamego. Trupy… Zginęli wszyscy… Ja zostałem, by wam to opowiedzieć!
2024-04-19 14:22:50
romuald.saletra: (…) A więc jeszcze były trzy dalsze eksplozje… - To razem było ich pięć? – przerwała mu Julka. – Tak! Razem było ich pięć. Trzecia nastąpiła nad ranem, o godzinie siódmej, za godzinę czwarta, a przed godziną dziesiątą ostatnia. Jeżeli jeszcze ktoś żył na dole, teraz już był nieboszczykiem. Deszcz padał od rana, rzęsisty ulewny deszcz, lecz ludzie stali koło bram kopalni i krzyczeli. W niedzielę, 17 czerwca, odbył się pogrzeb dziewiętnastu wydobytych z dołu nieboszczyków. Reszta w płonących i zawalonych chodnikach czekała na swój pogrzeb. Tych dziewiętnastu należało do drużyn ratowniczych. Z drużyn ratowniczych zginęło wtedy siedemdziesięciu ludzi. Podczas pogrzebu deszcz wciąż padał. Żandarmi obstawili cmentarz, bo panowie lękali się rebelii. Co było przyczyną katastrofy – nikt nie wiedział. Umarli milczeli. Szyby zadekowano… - Co to znaczy, że szyby zadekowano? – zapytała Julka. Myśmy wiedzieli, ona nie wiedziała. Pan Lizak wytłumaczył. Oto wyloty szybów zjazdowych i wentylacyjnych nakryto grubymi deskami, zarzucono mokrą gliną, ubito… - Dlaczego? – By ogień na dole zdechł! – Zdechł? – Zdziwiła się dziewczyna. – Tak. Zdechł! Ogień w kopalni nie gaśnie, lecz zdycha! A na dole szalał teraz pożar. Chodziło więc o to, by nie szalał. Dnia 2 lipca usiłowano zjechać na dół, lecz nie udało się. Usiłowano zjechać 5 lipca. Wycofano się. Dopiero 15 lipca zdołano zjechać. Natrafiono na zabitych ludzi. Ludzie byli, popaleni, zmiażdżeni, zszarpani wybuchami. Tam, gdzie nie dotarły wybuchy, w bocznych gankach i przodkach, leżeli poduszeni gazami. Najwięcej ofiar było w dziewiętnastym pokładzie.
2024-04-19 14:23:23
romuald.saletra: - Ilu ich zginęło? – zapytała znowu Julka. – Zginęło ich dwustu trzydziestu pięciu. Z tych wydobyto tylko stu dwunastu, a stu dwudziestu trzech zostało na dole na wieki, zasypanych rumowiskiem, zarwanymi stropami… Chodźcie na cmentarz. (…) Na cmentarz poszliśmy za Lizakiem pod zbiorowy grób tamtych stu dwunastu górników. Na środku stał zwykły krzyż z piaskowca, a pod krzyżem czerniła się metalowa tablica z polskim napisem: KU ŻAŁOBNEJ PAMIĘCI SWOIM GÓRNIKOM, OFIAROM NIESZCZĘŚCIA W DNIU 14 CZERWCA 1894, POŚWIĘCIŁ HENRYK HRABIA LARISCH-MONNICH. NIECH BÓG DA WIECZNY SPOCZYNEK I WIECZNE ŚWIATŁO NIECHAJ IM ŚWIECI. (…) – A tu leży nasz inżynier Racek świętej pamięci – rzekł Lizak i poprowadził nas pod śliczny pomnik z białego marmuru. Pomnik wyobrażał ogromnie smutnego anioła bez skrzydeł. Anioł opierał się o strzaskaną kolumnę i patrzył gdzieś w świat bardzo daleko. Pod pomnikiem bieliła się marmurowa tablica z górniczym godłem, ze skrzyżowanym młotkiem i perlikiem. Pod godłem jarzyły się litery wyblakłym złotem: TU SPOCZYWA CELESTYN RACEK INŻ.-ASYSTENT URODZONY 28 LIPCA 1862 ROKU. POLEGŁ NAGŁĄ ŚMIERCIĄ W KOPALNIACH WĘGLA, NIOSĄC BOHATERSKĄ POMOC OFIAROM EKSPLOZYI GAZÓW. CZEŚĆ JEGO PAMIĘCI! Za G. Morcinek "Czarna Julka".
2024-04-19 14:25:48
romuald.saletra: Na cmentarzu poszliśmy za Lizakiem pod zbiorowy grób tamtych stu dwunastu górników. Na środku stał zwykły krzyż z piaskowca, a pod krzyżem czerniła się metalowa tablica z polskim napisem: KU ŻAŁOBNEJ PAMIĘCI SWOIM GÓRNIKOM, OFIAROM NIESZCZĘŚCIA W DNIU 14 CZERWCA 1894, POŚWIĘCIŁ HENRYK HRABIA LARISCH-MONNICH. NIECH BÓG DA WIECZNY SPOCZYNEK I WIECZNE ŚWIATŁO NIECHAJ IM ŚWIECI. To wszystko. - Zwykły kamienny krzyż — mruczał oburzony Waniek. - A w zamkowym ogrodzie we Frysztacie postawił psu marmurowy pomnik! Milczeliśmy, bo na cmentarzu nie godzi się rozmawiać, by nie płoszyć wiecznego snu górników. W duchu przyznaliśmy Wańkowi słuszność. Bo co innego marmurowy pomnik dla zdechłego psa hrabiowskiego, a co innego zwykły kamienny krzyż dla poległych górników hrabiowskich. Gustaw Morcinek "Czarna Julka".
2024-04-19 14:26:12
romuald.saletra: Podczas wybuchu metanu w kopalni „Franciszka” 14 czerwca 1894 r. i pożaru, który rozprzestrzenił się na szyby „Jan” i „Głęboki”, łącznie straciło życie 235 ludzi. Była to jedna z największych katastrof górniczych tamtego okresu. Hrabiowski pies, wg relacji G. Morcinka, wabił się Bary.
2024-04-20 07:09:30
Marx.: Przy okazji tej rocznicy Polacy a w szczególności mieszkańcy naszej ziemi wspominają katastrofę niejakiego Gustawa Morcinka, nauczyciela z podstawówki przy Mickiewicza, przedstawiającego w sejmie Polski Ludowej nie-do-odrzucenia propozycję przemianowania Katowic na Stalinogród. Bo Morcinek to kręgosłupa moralnego nie miał. Wychowany raczej w biedzie, dorobił się przed wojną pokaźnego majątku na pisaniu historyjek o górnikach i okolicy, potem mu skórę Niemcy nieco wygarbowali i kiedy przyszła komuna miała w Morcinku goowego do użytku aparatczyka co każde polecenie partyjne wykona. Dziadek Gucio na pilota, a chodził bez baterii. Chodził chodził aż zszedł na psy. W tym Stalinogrodzie między innymi, za marne Bierutowe srebrniki sprzedał resztki swego honoru i godności. Ale niech mu będzie, o losie ciężkim koni w kopalniach pisał i dziś to się czyta, tematyka na fali.
2024-04-20 07:18:31
Marx.: Niemal dokładnie 71 lat temu Morcinek Gustaw przeszedł do historii jako przykład sprzedajnego gryzipiórka epoki stalinizmu. Za etat, za srebrników parę, dom i święty spokój oddał dobre imię, swój honor, godność ludzką. Kij mu w bary, na koniec i tak wszyscy pomrzemy. Ale pomniki jak już to bym stawiał zasłużonym a nie upadłym postaciom. W naszym katolicko-narodowym kraju jednak właśnie ta druga grupa ma najwięcej maszkaronów ustawianych, na wyścigi niemal i co jeden to paskudniejszy. To charakterystyczne, bo to władza naustawiała tych wszystkich pokracznych gargameli pod hasłem "Wojtyła" czy "Kaczyński" licząc [daremnie uważam] że ta olbrzymia ilość zamieni cudowanie podłą jakość w lepszy towar. Stało się oczywiście wręcz przeciwnie. I bardzo dobrze.
2024-04-20 07:24:45
Marx.: Od zawsze uważałem świętowanie rocznic naszych klęsk tragedii porażek i pomyłek za rodzaj zbiorowej choroby psychicznej społeczeństwa. Pora najwyższa zacząć świętować wydarzenia radosne, zwycięskie, pozytywne. Upadek muru berlińskiego, pierwsze wolne wybory, pierwszy i drugi upadek rządów bolszewików i kaczystów, członkostwo w UE i w NATO, Schengen - nawet w te kilkadziesiąt lat okazji co niemiara. Rocznica katastrofy w kopalni powinna być przyczynkiem i argumentem za ostatecznym wreszcie ich zamknięciem i rozwiązanie tego bolesnego dla wszystkich obywateli problemu jakim jest ich istnienie i konieczność finansowania. Tak im dopomóż święta Barbara i niech będzie, miliardy euro, znowu z tej niedobrej Unii.
Musisz się zalogować, aby móc wystawiać komentarze.
Nie masz konta? Zarejestruj się i sprawdź, co możesz zyskać.
To również może Ciebie zainteresować:
Ostatnio dodane artykuły: